III 9. Rabindranath Tagore.
https://vk.com/wall467751157_285
https://twitter.com/sowa/status/1043581834305646592
III 9. Rabindranath Tagore.
Rabindranath Tagore zajmuje szczególne miejsce wśród pisarzy,omawianych w „Próbach kontaktu”. Jak zauważył jeden z recenzentów „…głębia koncepcji etycznych cechując twórczość tego hinduskiego powieściopisarza i poety zafascynowała bez reszty Elzenberga” (Paweł Trzebuchowski: W poszukiwaniu ideałów. Za i Przeciw 1966, nr 40, s.15). Z fascynacji tych wywodzą się dwa szkice zamieszczone w „Próbach kontaktu”: „Rabindranath Tagore jako poeta liryczny” i „Tagorego kilka dzieł prozó”. Pierwszy z tych szkiców opublikował Elzenberg w 1020 r. w „Nowym Przeglądzie Literatury i Sztuki” był, drugi zaś w dwa lata później w „Przeglądzie Warszawskim”.
Rozważania nad poezją Tagorego – po przedstawieniu sylwetki pisarza, umieszczeniu jego twórczości w kontekście kulturowym XIX i XX wiecznych Indii oraz po uwagach na temat światowej recepcji tej twórczości – rozpoczyna Elzenberg od stwierdzenia, iż „…dzieła Tagorego nie wszystkie stoją na równo wysokim poziomie”, po czym – stawiając jego dramaty i utwory liryczne wyżj, niż prozatorskie – nazywa go: „…cudownym, boskim pieśniarzem, jednym z najprzedziwniejszych liryków refleksyjnych, jakich znać nam jest dano”. Dramatom, przy dostrzeżeniu ich piękna, odmawia „siły i nerwu”, MóWI, Że są one „…jak na teatr za miękkie, za pastelowe, w plastyce typów za słabe”.
Podstawą tych uwag jak i następnych, zawartych w szkicu, są dla Elzenberga przekłady „Gitandżali”, „Ogrodnika” i „Księżyca przybierającego” dokonane przez Kasprowicza, tematem zaś treść tych utworów. W „Ogrodniku” więc , dla Elzenberga, treść główną stanowią dwojakie rzeczy: miłosne i filozoficzno-moralne, z których górę bierze – w myśl określenia zbiorku przez Tagorego „pieśniami o miłości i życiu” – miłość. Miłość, która ukazana we wszystkich swoich fazach, od „…wina pocałunków” i „ciężkich dymów kadzideł” aż do najbardziej niedoścignionych lotów marzenia” jest zdaniem Elzenberga „…śliczną, …zapachem przyrody na wskroś przepojoną sielanką”.
Utwory filozoficzno-moralne, które zajmują w zbiorku mniej miejsca, nazywa Elzenberg „…szczerymi arcydziełami, w których mistrz poezjimyślowej jawi się już w całej swej sile”.
W „Księżycu przybierającym”, będącym zbiorem poezji Tagorego o dzieciach, dochodzi do głosu – zdaniem Elzenberga lepiej, niż w prozie Tagorego, idealizujący i ojcowski stosunek autora do dzieci, bowiem „…dziecko …jest a n i o ł e m, który w ten świat interesów wnosi tchnienie duszy wszechrzeczy i tym co „krzyczą i walczą, wątpią i rozpaczają”, złym, zawistnym i pożądliwym, ukazuje obraz pokoju”.
W trzecim zbiorze, „Gitandżali”, dającym tytuł całości przekładów Kasprowicza, treścią główną jest, według Elzenberga, Bóg i stosunek człowieka do niego. „…Poezja „Gitandżali” jest religijna” stwierdza w pierwszym zdaniu tego fragmentu, by przejść w dalszej części do bliższego określenia jej religijnego charakteru, do przedstawienia zawartego w niej Boga; „…Bóg to intymny, mistyczny, przejawiający się w duszy, …immanentny, z tym Bogiem, jak w filozofii Wedanty, „…w istotnej swej jaźni identyczna jest dusza człowieka”. Nie jest to Bóg znany nam z Biblii, z katechizmu i Kościoła, jednak dzięki temu, iż Tagore „…z immanentnego Brahmana czyni mimo wszystko… osobę” Elzenberg dochodzi do wniosku, „…że człowiekowiZachodu nic z tego rodzaju poezji nie powinno być niezrozumiałe”. A jeśli nawet znajdujemy w zbiorku kilka utworów o Maji (boskiej ułudzie świata), które mogą być niejasne dla czytelnika europejskiego, to optymistyczna postawa Tagorego wobec tego świata (w przeciwieństwie do tradycyjnie przekazywanej w literaturze hinduskiej) powoduje zmniejszenie ewentualnego dystansu między autorem, a czytelnikiem.
Ostatnie zdanie szckicu: „…W miłości do absolutu nie zatracił się zachwyt nad światem, w mistyku nie zaginął artysta” wskazuje na trafność opinii Pawła Trzebuchowskiego sugerującej, iż Elzenberg „…w twórczości tej skłonny jest… dostrzegać pełnię doskonałości twórczej”. Wskazuje na to także fakt nie zgłoszenia przez Elzenberga pod adresem tej tak komplementowanej („delikatna, śpiewna, szlachetna, wytworna”) poezji żadnych zastrzeżeń.
Prozę Tagorego, jako się rzekło, stawia Elzenberg niżej. Hierarchizacji tej dokonuje już w pierwszym z poświęconych temu autorowi szkiców, jednak dopiero drugi przynosi uzasadnienie takiego stanowiska. Szkic ten, poświęcony omówieniu wydanych w Polsce dramatów, powieści i nowel Tagorego, rozpoczyna wzmianka o „Poczcie”, która była grana swego czasu przez jeden z warszawskich teatrów pod zmienionym tytułem: „Biuro pocztowe”, przy czym doznała dosyć chłodnego przyjęcia ze strony krytyki. Elzenberg nie podejmując polemiki z tymi głosami wyraża życzenie, by rzecz ta „…mało sceniczna, o pięknościach wyłącznie poetyckich” doznała w wydaniu książkowym „…głębszego, niż na scenie odczucia”.
Drugim z przetłumaczonych w Polsce dramatów, „Królowi ciemnej komnaty” poświęca więcej miejsca i uwagi. Dramat ten bowiem, będący alegorycznym przedstawieniem - pod postaciami uwiedzionej oblubienicy i małżonka, do którego powraca – mistycznego stosunku duszy do Boga, przez Tagorego stawiany wysoko, zdaniem Elzenberga arcydziełem nie jest. „…Dramatyczności na przeszkodzie staje u Tagorego liryzm”, twierdzi Elzenberg: „…skłonność do moralizowania i cały, tak harmonijny, ale nieco mdły, stosunek jego do życia”. Nie podoba się także Elzenbergowi w tym utworze „wprost zabójcza” dla dramatu alegoria „…w przejrzystości swej, konsekwencji i znaczącej szczególności prawie już nieartystyczna”.
W trzeciej części szkicu uwagę krytyka przyciąga , będąca obrazem narodowego ruchu indyjskiego książka: „Dom i świat”.
Elzenberg przedstawia w kilku zdaniach treść książki („…Do domu nieskazitelnego, doskonale etycznego Nikhila przybywa jego kolega i przyjaciel, Sandip, obecnie przywódca nacjonalistycznego ruchu „swadeszi” i urządza sobie u niego centrum swojej działalności politycznej. Poznaje jego żonę, Bimalę; parę rozmów i poza działaczem ujawnia się w nim uwodziciel. Ona… dająca się stopniowo pociągać aż nad brzeg upadku, cofa się w ostatniej chwili… Bez katastrofy jednak się nie obchodzi. W rozruchach wywołanych agitacją Santipa zostaje ciężko raniony mąż Bimali, i książka kończy się wyrazami niepewności co do jego wyzdrowienia lub śmierci”), po czym stwierdza, iż choć zakończenie jej pod względem powieściowym jest „niesłychanie wadliwe”, to jednak „…tłumaczy się jako symbol”: autor pragnie ozdrowienia prawdziwej duszy indyjskiej (Nikhila) ranionej ideologią ruchu nacjonalistycznego (Sandip). Tendencyjność ta osłabia - zdaniem krytyka - artyzm powieści, nie pozbawia jednak jej go zupełnie, bowiem „…jest w powieści jedna rzecz mistrzowska: postać Sandipa”. Postać ta, „z całą niezgłębionością swej psychiki” jest tym, co pozwala krytykowi „Dom i świat” nazwać „doskonałym tworem sztuki”.
Ostatnią część swojego szkicu poświęcił Elzenberg nowelom Tagorego. Nie traktuje ich jednak z osobna, jak utwory wcześniej omówione, ale wszystkie dwanaście (tyle ich zmieściło się w polskim wyborze) ujmuje razem. Sprzyja temu zabiegowi ich myśl przewodnia, zawierająca się zdaniem Elzenberga w pragnieniu, by „…w przędzy ludzkich, codziennych stosunków odnaleźć jako wątek istotny tę samą wszechobecność bożą”. Elzenberg nie szuka więc treści nowel w przedstawionej przez nie rzeczywistości materialnej, bo ta kształtuje życie w mniejszym stopniu, niż czyni to duchowość, a spośród rzeczy duchowych – uczucie miłości.
Miłość, ale miłość niewinna i czysta, miłość rodzicielska, przyjaźń przyczynia się do tego, iż traktując te nowele jako „…czyste dzieła sztuki, bez tezy, zwięzłe, wykończone, stylowe” stawia je Elzenberg na równi z liryką Tagorego.
Stefan Kosiewski: Henryk Elzenberg jako krytyk literacki. Sosnowiec 1977
http://sowa.beeplog.de/17379_5335656.htm
http://sowamagazyn.blogspot.com/2018/05/iii-4-o-kasprowiczu-i-borowym-stefan.html
Uploaded by Stefan Kosiewski on Sep 26, 2018 Z tymi co nieufnosci PDO611... by on Scribd
Freitag, 21. September 2018
III 17. Krótko (o Hölderlinie i Nietzschem).
https://vk.com/wall467751157_284
FRIEDRICH HÖLDERLIN
Wprawdzie postać Friedricha Hölderlina pojawia się w „Kłopocie z istnieniem“ kilkakrotnie, ale jedynie trzy z tych notatek mogą być, ze względu na swój krytycznoliteracki charakter, brane w naszych rozważaniach pod uwagę.
W pierwszej, pochodzącej tak jak dwie pozostałe, z drugiego okresu twórczości Elzenberga, cytuje on fragment wiersza Hölderlina: „Lebenslauf”:
„Większych i ty chciałeś rzeczy; ale miłość
Wszystkich nas poskramia; jeszcze przemożniej – ugina cierpienie.
A jednak nie nadaremnie
Wraca nasz łuk, skąd przychodzi”
(przekład Elzenberga)
I nazywa go jednym „…z najbardziej uskrzydlających wierszy w poezji światowej.
W drugiej, o kilka dni późniejszej, stwierdza: „…Hölderlina rozmiłowanie w Grecji jest chyba najbardziej przepojone tęsknotą, najdoskonalej liryczne, z jakim mi zdarzyło się spotkać”.
Trzecia notatka przynosi potwierdzenie wcześniej ujawnionego stosunku Elzenberga do twórczości Hölderlina: „…Program nieśmiałego młodziana z Tybingi jest najambitniejszy, jaki człowiek może sobie postawić: wolność”.
Trzy te notatki, stanowiące integralne całostki, dają się połączyć ze sobą jedynie na płaszczyźnie najwyższego uznania, jakie Elzenberg żywi do Hölderlina.
FRIEDRICH NIETZSCHE
Podobnie, w kilku odrębnych notatkach, potraktował Elzenberg twórczość innego Niemca, Friedricha Nietzschego.
W pierwszej z nich, będącej efektem lektury „Wille zur Macht” Nietzschego stwierdza on, iż nigdy nie mógł zrozumieć, ile „…efekciarstwa literackiego, ile histerii i podniecania się, ile szczerości…” zawartych jest w immoralizmie Nietzschego. I dopiero lektura „Wille zur Macht” pozwoliła mu „…wyczuć niektóre znaczące dla tej sprawy rysy psychiczne”; Nietzsche jawi mu się teraz jako człowiek, który istotnie mało miał „serca”, pozbawiony zmysłowości (zwłaszcza tej, z której w kontaktach ze słabszymi rodzi się czułość), nie zapominający natomiast o dystansie (rozumianym jako kategoria literacka), o konieczności jego zachowania, co powoduje zdaniem Elzenberga, iż „…ze strachu przed tymi jakimiś resztkami serca, przed możliwymi też, z zewnątrz, pokusami miuękkości, usztywnia się, napręża, odgradza” i w tym momencie „…kończy się człowiek, a zaczyna smok operowy”.
Brak akceptacji, w ostatnim zdaniu, do postawy etycznej Nietzschego nie oznacza, że Elzenberg neguje inne jego wartości. Świadczy o tym treść drugiej notatki: „…Dla niektórych ludzi nie ma różnicy między nieścisłością Nietzschego, a nieścisłością dziennikarzyny; na to, co dzięki swej nieścisłości – s w o j e j nieścisłości potrafił światu dać Nietzsche, są ślepi”.
Powyższą myśl, w zmienionej formie, zawarł także w odpowiedzi na ogłoszoną w 1952 r. przez redakcję „Znaku” ankietę na temat tych książek ostatniego stulecia, które odegrały decydującą rolę w ukształtowaniu się jego poglądu na świat oraz postawy moralnej, gdzie stwierdził: „…pouczył mnie przykład Nietzschego, że do najwyższych osiągnięć zdolna jest nie tylko myśl prowadzona, jak to się chętnie mówi, „porządnie”, skrupulatnie przestrzegająca dyrektyw logicznych i metodycznych, ale i ta „nieporządna”.
W wyznaniu tym zawarte jest nie tylko przyznanie się Elzenberga do wpływu Nietzschego na aforystyczny kształt jego notatek ale także wyrazy uznania dla jego przemyśleń.
Stefan Kosiewski: Henryk Elzenberg jako krytyk literacki. Sosnowiec 1977
Lebenslauf
Hoch auf strebte mein Geist, aber die Liebe zog
Schön ihn nieder; das Laid beugt ihn gewaltiger;
So durchlauf ich des Lebens
Bogen und kehre, woher ich kam.
Pomysł PAD zainwestowania 2 mld dol. w stałą bazę wojskową USA w RP https://t.co/pnKw56R90z to prowokacyjny akt względem Rosji https://t.co/1m3x5pqsOT pic.twitter.com/zT3NyS3796
— sowa (@sowa) 21. September 2018
https://twitter.com/sowa/status/1043466322229776384https://t.co/n5Ug0bhBrJ Beginn der Lehrveranstaltungen https://t.co/9BBJ58BCVx Lebenslauf https://t.co/9mRmMsM0nv
— sowa (@sowa) 22. September 2018
z tymi, co jak Prof. Henryk ELZENBERG uczą nie ufać doskonałości "spójnych teorii" https://t.co/TuaSOizUHw pic.twitter.com/FByDv30qbr
Pomysl PAD zainwestowania 2 mld dol. w stala baza wojskowa USA w RP to prowokacyjny akt wzgledem Rosji
https://gloria.tv/mysowa NOWY PLAN MARSHALLA PDO610 Bankier Lehmann skredytuje Palac Saski FO von Stefan Kosiewski SSetKh Trump said Upokorzyli tego czlowieka PAD na 2 mld dol. ZR ZECh 20180919 ME SOWA https://sowafrankfurt.wordpress.com/2018/09/19/nowy-plan-marshalla-pdo610-bankier-lehmann-skredytuje-palac-saski-fo-von-stefan-kosiewski-ssetkh-trump-said-upokorzyli-tego-czlowieka-pad-na-2-mld-dol-zr-zech-20180919-me-sowa/ Prokuratura Krajowa PK IV Ksk 149.2018Pomysł PAD zainwestowania 2 mld dol. w stałą bazę wojskową USA w RP to prowokacyjny akt wzgledem Rosji https://t.co/1m3x5pqsOT pic.twitter.com/LPehYsItl7
— sowa (@sowa) 21. September 2018
Prokuratura Krajowa PK IV Ksk 149.2018 NOWY PLAN MARSHALLA PDO610 Bankier Lehmann skredytuje Palac Saski FO... by Stefan Kosiewski on Scribd
http://sowa.quicksnake.cz/Stefan-Kosiewski/Prokuratura-Krajowa-PK-IV-Ksk-149-2018-NOWY-PLAN-MARSHALLA-PDO610-Bankier-Lehmann-skredytuje-Palac-Saski-FO-von-Stefan-Kosiewski-SSetKh-Trump-said-Upokorzyli-tego-czlowieka-PAD-na-2-mld-dolP.S.: Z wyrazami Najwyższego Szacunku dla Małżonki; bajecznie to było, doprawdy: Kopciuszek zgubiła pantofelek na amerykańskim bruku. Znam się na tym, https://t.co/mHoBEjng0M pic.twitter.com/a51F2WE2LP
— sowa (@sowa) 21. September 2018
Donnerstag, 20. September 2018
NOWY PLAN MARSHALLA PDO610 Bankier Lehmann skredytuje Palac Saski FO von Stefan Kosiewski SSetKh Trump said Upokorzyli tego czlowieka PAD na 2 mld dol. ZR ZECh 20180919 ME SOWA
https://vk.com/wall467751157_282
215 2 wrz audio 01:14:12 : 3/88 Trzeci strajk w teorii spiskowej i praktyce braci Kaczynskich Stocznia Lenina PDO605 FO HERODY…
PDF: www.scribd.com/…/3-88-Trzeci-str… PDF: issuu.com/…/3.88_trzeci_str… 3/88 Trzeci strajk w teorii spiskowej i praktyce braci Kaczynskich Stocznia Lenina PDO605 m.vk.com/wall467751157_265 … Więcej
Przytoczmy z książki o królu Sasie lubującym się w maskaradach tak samo, jak Urban, Kiszczak i Jaruzelski: "Podobnie w 1728 r. podczas odwiedzin w Dreźnie króla pruskiego i następcy tronu obu powierzono rolę gospodarzy. Król Polski zadowolił się w pierwszym przypadku rolą owczarza, w drugim kelnera" (s. 69, Polacy w osiemnastowiecznym Dreźnie, Staszewski). Także o historycznych rozmowach, piciu mocnego alkoholu przez Lecha Kaczyńskiego na równi z innymi (członkami, ubowcami oficjalnymi oraz Tajnymi Współpracownikami SB (bruderszafty), o wchodzeniu sobie nawzajem do du(.)y przez żydów i pedałów itp. powstały książki; Bujak poprosił Kiszczaka o taśmy z nagraniami, żeby móc napisać wspomnienia, ale Kiszczak pozbył się go wymówką, że niby nie nagrywał; nie dał i bardzo dobrze: Stonoga napisał bez taśmy o braniu do buzi penisa oficera prowadzącego z WSI przez szefa partii Porozumienia Centrum i czapka z głowy nie spadła Kaczyńskiemu za to, z napisem zastrzeżonym przez Trumpa w okresie kampanii prezydenckiej. Nie wolno byle komu mieszać gatunków literackich (jak wspomnienia, to ze wspomnień proszę pisać, Prezesie Urzędu Ceł i Przepuszczania Kontrabandy nie z taśmy, bo z taśmy może być tylko zapis bełkotu Sekuły odebranego przy postrzałach samobójczych w łeb, bez udziału osób trzecich, za wystrzały korków szampana, toasty!). - Buzia, buźka, to Michnik na żywo jeszcze, w ostatnich dniach live do Amerykanów: my weźmiemy na siebie brata tego, co pił z nami wtedy w Magdalence, nie wylewał za karki, nie tłumaczył się dennie anticolem zaszytym ze strachu pod skórę na brzuchu, więc wy w Ameryce, w listopadzie tego roku, jak tylko odzyskacie większość w izbie niższej, możecie wszcząć proces odwołania Dudy, co ja pieprzę? Matko Boska, Trumpa! A w Polsce wymoczki od obcej, antypolskiej propagandy przekabacają kota ogonem, wywracają dzieciom w głowach prawdę historyczną na nice, fałszują jakby to robili na zlecenie Bergoglio, tak nieudacznie, że Magdalenka służyła niby do rekreacji po ciężkiej pracy przy podstolikach tzw. okrągłego stołu, gdzie prof. Zoll wyrabiał sobie popularność przed kamerami tv na przyszłego Rzecznika Praw Obywatelskich, żeby głupi uwierzył takiemu, za okularami z grubą oprawką zamaskowanemu skrycie; no i dr Zbigniew Kękuś przejechał się nawet na żonie tego Zolla, a mści się niepotrzebnie na żydoprawniku, pomstuje, po co zatem chodził do takiej? Mógł sobie adwokata do sprawy rozwodowej poszukać wszak zwyczajnie, spacerkowo na Kazimierzu w Krakowie ze świeczką szabasową w oknie. Miałby wtedy uczciwego, głęboko religijnego prawnika, który wierzy w Sprawiedliwego, Sędzię Najwyższego i nie posunie się do czynów niegodnych, zakazanych w Prawie, czy do perfidnych grzechów cudzych, wymienionych dla katolików w Katechizmie. Nie przekupkę żydoską na Kleparzu przekrzykującą się z nim, nie fałszywego dziennikarza dzisiaj wmawiającego w gazecie młodym ludziom, że najpierw był okrągły stół z podstolikami, a potem do tego przystawka: Magdalenka z krasnalami. Głowiński zapisał przecież pod datą 1 IX 1988: "Powiadamia się..., że generał Kiszczak organizuje okrągły stół, że okrągły stół zmienia sytuację społeczną w Polsce itp. Tak skrótowo używany okrągły stół staje się swojego rodzaju mitem" (Głowiński, op. cit. 373 Okrągły Stół). Z recenzji Jerzego Jarzębskiego na okładce, którego poznałem przed laty we Frankfurcie nad Menem i zawiózł mnie nawet swoją jettą (VW) w miejsce przeze mnie upatrzone, z .:.Góry, nad Renem, podczas gdy moim autem kierowała naówczas jadąca przed nami Basia wioząc Julka Kornhausera, teścia obecnego PAD (Mój Boże, gdybym wtedy wiedział, w co taki się pcha, to przecież nie odradzałbym niczego na siłę, za darmo a społecznie młodemu studentowi prawa, ale ot tak, przy piwku w browarze nad Renem, niezobowiązująco postawiłbym jeszcze pytanie, czy żyd i bankier Lehman, który wyłożył przed wiekami kasę elektorowi Saksonii na przekupienie przekupnej szlachty polskiej i byli posiadacze banku Lehman Bruders, który przed dziesięciu laty wstrząsnął biednymi posiadaczami domów w USA, pobranymi na kredyt, to rodzina, czy tylko przypadkowa zbieżność żydoskich nazwisk?). Pojechaliśmy do Rüdesheim am Rhein, miasteczka wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO, po spotkaniu z poetami z Polski w Palais Jalta, w którym to lokalu na przyjęciu rzecz jasna nie omieszkałem podejść, w celu zacieśnienia stusunków polsko-niemieckich, w duchu pojednania i Traktatu o Przyjaźni (Symcha Schimel, Skubiszewski, Potomkowie Sejmu Wielkiego) z 17 czerwca 1991; Hessischer Kultusminister Hartmut Holzapfel przerwał mi już po paru słowach wygłaszanie toastu słowami: Herr Kosiewski, ja wiem to wszystko, co Pan mówi, gdzie uczy Pan polskiego dzieci, podaje: w szkole takiej a takiej. - Skąd wie? Matko Boska, zatkało mnie, zamurowało ze szklanką soku pomarańczowego w dłoni; kontrwywiad żydoski, czy co? Cuda nie dziwy! Przygotowani politycy w Niemczech na każdą sytuację, feniga nie ukryje przed takimi. Rozwiał zaraz podejrzenia wyjawiając, że dyrektor naszej szkoły, bardzo miły także swoją drogą, uczynny i serdeczny człowiek, mądry, to jego stary przyjaciel i spotykają się prywatnie, dzielą ze sobą, jak chlebem Polacy, różnymi spostrzeżeniami. Po przyjacielsku zatem do prof. Jerzego Jarzębskiego, z miłym wspomnieniem tamtego wieczoru gawędząc łączę po poetycku zapytanie z inwersją niejako: Czy książka prof. Głowińskiego, wracając chociażby do początku wspomnianego rozdziału (za chwilę przytoczę w całości), w kontekście przemian własnościowych w Polsce po Magdalence, które potrzebowały skądinąd nadwornych poetów tak samo, jak każdy inny okres historycznych przemian własnościowych na całym świecie nie potrzebuje z pewnością udziału jeszcze, we formie chociażby kosmetycznej, uczestników drobnych konsultacji, szeregu innych osób ze sfery nadbudowy, mówiąc nowomową zawodową filozofa i poety, Adama Zagajewskiego, profesorów, dialektyków uczonych nie musi mieć chyba jeszcze przedstawicieli innych dziedzin, profesji, doktorów prawa stosowanego np. itp., gotowych wytłumaczyć Czytelnikowi każdą rzecz, wszystko dosłownie i to, co trzeba było i jak trzeba będzie, aby tylko nie przystępnie (przestępczo po latach!) zrobić dla użydku społecznego z Lecha Wałęsy Intelektualistę, niczym prof. Maria Janion poczyniła rodząc zarazem Człowieka Czynu i Myśliciela w eseju zatytułowanym... (mniejsza o tytuł, w książce podarowanej mi przez byłego kolegę związkowego przy innym spotkaniu w Gdańsku po latach, w zamian za tomik wierszy), kiedy zdarzyło mi się zajrzeć z własnym dzieckiem, po I Komunii św. nie do Noblisty i nie byłego współpracownika Milicji Obywatelskiej już w grudniu 1970 r., ale do świadomego świadka tamtych czasów, jak zakładać mógł szczerze aktywny bohater "wydarzeń na Wybrzeżu"; myślącego na własną rękę i chcącego z pewnością dobrze dla Kraju, szlachetnego rozmówcy majora milicji, nie decydującego z kolei na własną rękę o tym, co zrobić z takim fantem, który w kasku stoczniowym na głowie wchodzi mu do komisariatu Milicji Obywatelskiej na rozmowy (jak prawdziwy szefczyk sofista, do Smoczej Jamy) z własnej inicjatywy, nie reprezentujący nikogo, chociażby z rodziny Danki, ale prący do komisariatu, jak wali Kwaśniewski na urodziny na Polanki, czy idzie się po swoje do kolektury totolotka, a z podniesioną przyłbicą do oficera MO wykonującego tylko rozkazy przełożonych i wysyłającego raporty z rozmów toczonymi z młodymi ludźmi, wiecznymi studentami (12 lat, Gwiazda, inż., pracownik potem na Politechnice), z Hanną Walentynowicz, z domu żydokomunistycznego Lubczyk na Ukrainie, brat w KGB oficer, syjonista marcowy Borsuk, po KUL-u potem, z Wałęsami takimi, zgłaszającymi się na ochotnika do milicji, z dobrej woli, wybranymi do odegrania swojej roli w Operacji "Dziwni Ludzie", najbardziej tajemniczej operacji tajnych służ w PRL-u. Z przekonaniem, że przeskoczy, da radę, nie ma problemu; przytoczmy zatem, co Kiszczak na ten temat, z książki: Witold Bereś, Jerzy Skoczylas: Generał Kiszczak mówi... prawie wszystko (dobry tytuł, w kabarecie by takiego nie wymyślili) książka poszła, Warszawa 1991, jak świeże bułeczki, z fotografiami historycznymi z Magdalenki, dokumentami oprócz pijaństwa beztroskiego tzw. opozycjonistów z oprawcami także i faktu, że tchórz, Lech Kaczyński schował się wystraszony, niepewny swego za plecy księdza i przyszłego premiera Mazowieckiego, do drugiego rzędu, przy robieniu zamoczonym figurantom przez służbowego fotografa z MSW fotki, natomiast Wałęsa ustawiony w środku dla dokumentacji, a owszem, nie głupi, trzyma w obu dłoniach spisany w Magdalence cyrograf, żeby nie było w przyszłości (tj. dzisiaj) tłumaczeń, że nie było tam żadnej, spisanej z ubowcami, obżydliwej, antypolskiej tajemnej zmowy, SPISKU złoczyńców, który Lech Kaczyński wyniósł cichaczem ze spotkania dla potrzeby brata Jarosława Kaczyńskiego (obecnego na obradach per procura), w teczce, tzw. dyplomatce tak samo, jak trzech księży wyniosło w dyplomatkach odpisy SPISKU dla Glempa i dla Wojtyły, a za to właśnie poszli wnet w biskupy. Za Fundusz Kościelny (srebrniki Judasza), SPISEK zawarty potajemnie z przełożonymi morderców księży w PRL-u: ks. Popiełuszki, ks. Suchowolca, ks. Zycha i wielu, wielu innych katolików dobrych; Wieczne odpoczywanie racz im dać Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci... Ksiądz i przyszły premier na fotce ze SPISKIEM w dłoni; nie mogą się wyprzeć, że nie było antynarodowej, antykościelnej i antypaństwowej Zmowy Spiskowców 1989 r. Morderstwa dokonane skrycie na księżach katolickich Kiszczak z Jaruzelskim zrzucili, dla dobra przemian, pluralizmu i demokratyzacji, na gen. Milewskiego od afery "żelazo", którego wcześniej ujawnili, jako człowieka uczciwego (grama złota ukradzionego nie wziął dla siebie, tak o Milewskim wyraził się Kiszczak, poręczył we wspomnieniach). Gen. Kiszczak znał na pamięć Podział Złota, odpowiedzialny za Pitagorejczyków i za młodego Jaruzelskiego w przeszłości kontrwywiadu wojskowego LWP; na marginesie ciekawe, czy ten Milewski, to rodzina z Panią Matką PAD, Milewska-Duda, z domu Milewska, czy tylko przypadkowa zbieżność żydoskich nazwisk, bo gdyby znowu miała tu być odciśnięta Boska Liczba Φ Tajemna Ręka Spirali Euklidesa... Albowiem nie wynieśli klerkowie przecież ze spotkania w Magdalence alkoholu dla Biskupa Katowic Wiktora Skworca, TW "Dąbrowski, ani wianków kiełbasy zwyczajnej dla dzieci gosposi jednej z drugą na plebanii we Wyszkowie, czy gdzie to tam Dobry Bóg wyznaczył na pobyt w Planie Bożym; także na kartki kiełbasa była wtedy i masło, a gosposie były i są za przyzwoleniem Biskupa. Wracając do majora milicji, którego zapisy rozmów z Wałęsą Kiszczak czytał na bieżąco, jeśli wierzyć książce Beresia i Skoczylasa; na s. 39 wypowiedź mamy Kiszczaka odnoszącą się do grudnia 1970 r.: "- Byłem w sztabie powołanym w związku z wydarzeniami na Wybrzeżu. Kierował nim wiceminister spraw wewnętrznych i komendant główny milicji gen. Tadeusz Pietrzak. W jego gabinecie została rozwinięta łączność z całym krajem - były urządzenia nagłaśniające, dzięki którym słuchałem nie tylko poleceń, które były przekazywane do poszczególnych wojewódzkich komend, ale równocześnie raportów, które przychodziły z Gdańska, ze Szczecina. - Kiedy został Pan włączony do sztabu? Padło pytanie do rozmówcy. - Od pierwszego dnia. Meldunki były dramatyczne. Tłum podpalił KW PZPR w Gdańsku, tam znajdowali się ludzie - mówi zza grobu gen. Kiszczak: były polecenia ewakuacji, ale tłum na to nie pozwalał. Jakoś szczęśliwie sę skończyło, że spalił się budynek, a nie ludzie" ibidem. Szkoda może zatem i dlatego, że nie poszedł tropem wskazanym przez Kiszczaka pisarz, autor autobiografii Lecha Wałęsy, który sprowadził się tym samym wkrótce po wydaniu książki do roli urzędnika państwowego przy prezydencie Lechu Wałęsie, że nie usłyszał tym samym, słowo w słowo, nagranej w grudniu 1970 na taśmę magnetofonową rozmowy młodego człowieka z majorem MO na komisariacie milicji w Gdańsku, która przekazywana była sieciami służbowymi do wiadomości Kiszczaka w sztabie, na bieżąco, analizowana przez psychologów, nie tylko przez językoznawców nie gorszych od prof. Głowińskiego, socjologów, psychiatrów, ludzi różnych dziedzin nauki, matematyków chociażby potrafiących policzyć i sprawdzić, czy mowa Wałęsy w grudniu 1970 rozwijała się zgodnie z ciągiem Fibonacciego: ...8, 13, 21 itd., naturalnie, spiralnie z merystemu, pod złotym kątem, z Boską Proporcją? https://www.pinterest.de/pin/452752568786590151/ Ponieważ druga rozmowa Lecha Wałęsy z nowym I Sekretarzem partii Gierkiem była transmitowana po Myśli Kiszczaka, czy majora milicji nie ujawnionego do dzisiaj z nazwiska, na cały kraj i każdy Polak i Katolik usłyszał, jak młody człowiek zapewniał Głowę Partii i Państwa: Pomożemy, tow. I Sekretarzu!Prof. Michał Głowiński: Okrągły stół
lipy złotem jaśnieją
i gorące jest niebo
miesiąc na Wieluń spada
jakby stalowy ptak
kamień zwala z kamienia
żar wybucha płomieniem
jeszcze lata nie zorał
wrzesień, a już ta
czysta, wierna jak panna
w ogródku dziewanna
sieje imię po rowach
a na usta piach
której w sercach tak pełno
jedynej i niezmiernej
jak w zaciszu kościelnym
przenajświętszy Sakrament
jeszcze kasztan nie upadł
a październik nie zdzierżył
jeszcze nie spadł listopad
mokry jak atrament
a tu już September
Oktober, November
rażą zimne słowa
niczym zboże grad
Dienstag, 29. Mai 2018
III 3. Waclaw Berent, "moze ten w Polsce czlowiek, do którego bym najbardziej chcial byc podobny".
W 1920 r. opublikował Elzenberg w "Książce zbiorowej ku uczczeniu pierwszej rocznicy Uniwersytetu Poznańskiego" szkic krytyczny poświęcony powieści Wacława Berenta "Zywe Kamienie". Szkic ten, przedrukowany później w "Próbach kontaktu", zaczyna się od określenia książki Berenta mianem "...arcydzieła równego bodaj "Próchnu". W tym samym tonie utrzymana jest większość uwag Elzenberga, zawartych w szkicu; od najprostszych - broniących prawa pisarza do archaizacji języka, poprzez zachwyty nad kunsztownością i przepychem stylu (to nic, że "...tu czuć "barok" w nienajkorzystniejszym znaczeniu tego wyrazu..." - mówi Elzenberg - jest to zaledwie "cieniem cienia", który pada na wysłowienie Berenta), do wnikliwych, stanowiących trzon szkicu, rozważań nad treścią książki, którą stanowi jej problem.
"...Problem to znany nam z dawna... - mówi Elzenberg - "...Berent... nie widzi sensu dla życia inaczej jak tylko w spełnieniu... nakazu... : "Zleczcie myśl waszą...".
"Próchno" było stwierdzeniem konieczności szukania lekarstwa, "Zywe kamienie" mają być - zdaniem Elzenberga - drugą po "Oziminie" próbą tego szukania.
Analizę książki (zawartego w niej problemu) rozpoczyna Elzenberg od przypomnienia akcji, a właściwie szału erotycznego, jaki wywołało przybycie wagantów do miasta, po czym mówi, iż - podobnie, jak miało to miejsce w "Próchnie" - w poczuciu nierozerwalnego związku erotyzmu w twórczości tkwi "...niepokój Berenta, ognisko jego czucia. To, z czym się, jak z rzeczą osobistą, zadręczającą na śmierć i życie, pasuje...". Zastrzega się jednak, że takie odczytanie obrazu książki jest niewystarczające, bowiem "...inaczej go podaje uczucie, inaczej myśl krytyczna autora...". Dlatego też w następnych zdaniach dokonuje jego oglądu pod tymi dwoma (tj. myśli i nastroju) względami; zachowuje przy tym wierność przyjętej wcześniej metodzie rozpatrywanie "Zywych kamieni" w kontekście reszty dokonań Berenta.
"...W "Próchnie", zasadniczo rzecz biorąc, może i autor nie twierdzi, iżby bez zatrucia kobietą sztuka w ogóle istnieć nie mogła... jednak... ze wszystkich kart tej książki bije to jedno: chcesz tworzyć, daj się Astarcie..." - spostrzega Elzenberg, a następnie przechodzi do porównania postaci "artystów zdrowych", przedstawionych w obu książkach: Turkułła ("Próchno"), który jawi się jako typ "...karykaturalny, bez duszy, w chwale swej stokroć wstrętniejszy niż tamci w swym upadku..." z postacią kowala ("Zywe kamienie"), "...chłopa z sercem, znającego, co wiara i miłość, sprawie - gdy się nadarzy - oddanego, zdolnego się za nią bić i brać cięgi...".
Porównanie to, dokonane w kontekście wcześniejszych uwag, prowadzi Elzenberga do stwierdzenia: "...widocznie możliwa jest sztuka bez wszetecznictwa; widocznie klątwa erotyzmu nie wieczna...", wskazującego na poczynioną przez Berenta zmianę stosunku do podejmowanego w obu powieściach tematu.
Także i w nastroju "Zywych kamieni" dostrzega Elzenberg jakości obce poprzednim powieściom Berenta. Pierwsza z nich, to "...względna, w porównaniu ze stanami dawnymi..." pogodna, dająca się odczuć szczególnie w stosunku autora do postaci (prawie wszystkie dodatnie); druga - będąca częściowo konsekwencją pierwszej - to humor, przejawiający się głównie, choć nie tylko, w sposobie przedstawiania tych postaci.
Pojawienie się obu tych jakości możliwe było - zdaniem Elzenberga - przez taki a nie inny wybór tematu, którego dokonał Berent, przez "...owo ze spółczesności przeniesienie się gdzieś het w średniowiecze...". Taki bowiem wybór pociągnął za sobą dwa doniosłe dla nastroju książki fakty: jeden - dotyczący psychologii i drugi - plastyczności (a ściślej - malarskości) prozy Berenta. Psychologii - od nurzania się w której "...chmurniał na śmierć Berent "Próchna" i "Oziminy"...". przez rezygnację Berenta z podejmowania prób dotarcia do psychiki ludzi żyjących w innej epoce - ubyło. Przybyło natomiast, dzięki temu owych "...radosnych pierwiastków plastyki, słoneczności, koloru, tak cudownie wyzwalających z pęt ponurości...". Jednakże rozpogodzenie to, mające niewątpliwie miejsce w powieści, jest przytłumione - mówi Elzenberg - poprzez niepokój, iż "...dla nicości się tworzy..." (scena śmierci kowala); .przez "...głuche memento bezcelowości tworzenia "szczurom na ogryzienie, pająkom na osnucie...", przez świadomość społecznej samotności artysty. Tego, czy jest to także samotność ontyczna - Berent nie rozstrzyga.
"...Ale czy lepsza by była po raz drugi wyraźność "Próchna" i upas antiaru (trucizna, którą trują się Hertenstein i Müller)...?" - zapytuje Elzenberg i kończy szkic wyrazami uznania dla Berenta: "...Zwątpienie jest doskonałe, a zwątpienie ducha wielkiego - w swej doskonałości i pięknie: chwiejną musi być zwiewna nadzieja...".
Poza przedstawionym powyżej szkicem poświęcił jeszcze Elzenberg Berentowi notatkę (mającą być zapewne, w pierwotnym zamyśle, szkicem do planowanej wypowiedzi prasowej), datowaną w "Kłopocie z istnieniem" na grudzień 1920 r. Treścią jej są zwięzłe odpowiedzi na postawione przez Adama Siedleckiego zarzuty pod adresem bohaterów "Próchna".
I tak, Siedlecki mówi: "Zgnilizna", Elzenberg odpowiada: "...owszem; jednak, kto po brzydkim oczynku - takim, jaki wielu mężczyzn popełnia i spokojnie sobie dalej żyje i tyje - musi się t r u ć...?". - Siedlecki: "Mówią dość głupio o sztuce"; Elzenberg: "...Oni nie są "niegodni bólu Berenta". Są - wyłączam... Hertensteina - godni potępienia, sarkazmu, dużej nawet abominacji; ale bólu też; i Berent ma słuszność, że nie tylko ich satyryzuje i chłoszcze, ale im także współczuje...".
W innej notatce, z 26. II 1924 r. Elzenberg mówi: "...Berent, może ten w Polsce człowiek, do którego bym najbardziej chciał być podobny: ze względu na skończoność tego co robi, na postawę, na wewnętrzną dojrzałość, na powagę, z jaką ujmuje sprawy sztuki i sprawy człowieka..." i tymi słowy dokonuje najlepszego określenia swojego stosunku (także jako krytyka literackiego) do twórczości Wacława Berenta.
Stefan Kosiewski: Henryk Elzenberg jako krytyk literacki. Sosnowiec 1977
http://sowa.beeplog.de/17379_5332716.htm
PDF: https://issuu.com/kulturzentrum/docs/iii_4._o_kasprowiczu_i_borowym_stef
III 3. Waclaw Berent III 4. O Kasprowiczu i Borowym Stefan Kosiewski Henryk Elzenberg jako krytyk literacki... by Stefan Kosiewski on Scribd
Die auf Weblogs sichtbaren Daten und Inhalte stammen von
Privatpersonen. Beepworld ist hierfür nicht verantwortlich.